środa, 10 grudnia 2014

Liam Hemsworth: Gale z "Igrzysk śmierci" już dorósł

autorka: Anna Tatarska, dziennikarka, autorka sweet-rush.pl

Z Liamem Hemsworthem spotkałam się w czerwcu, jeszcze przed premierą "Kosogłosa cz.1". Mówił dużo i chętnie. O czym? Między innymi o relacjach: tych ekranowych (Gale'a z Katniss) czy zawodowych - m.in. pracy z Johnem Malkovichem. Oraz o życiowych związkach: z bratem, Chrisem "Thorem" Hemsworthem, przyjaciółką Jennifer Lawrence i wszędobylskimi paparazzi... Przy okazji opowiedział też o gotowaniu, dojrzewaniu, kinie niezależnym... i wrażliwości. Bo jak twierdzi, jest ona w tym zawodzie nieodzowna.


Kiedy mówię, że Hemsworth dorósł, nie rzucam słów na wiatr. Nasze pierwsze spotkanie odbyło się zaledwie rok temu, ale wtedy filmowy Gale zdawał się być całkiem innym człowiekiem. Przypominał raczej rozbrykanego nastolatka, któremu ani w głowie było odpowiadanie na jakiekolwiek pytania. Efekt spotkania był właściwie niepublikowalny, a ze spotkania w hotelu Four Seasons w Los Angeles została tylko średnio smaczna anegdota, którą pozwolę sobie przytoczyć. 


Hemsworth, skubiąc i drapiąc przedramię, zapytał zebranych w pokoju dziennikarzy o... pęsetę. Usłużna dziennikarka z Azji ochoczo podała mu swoją (przecież to najbardziej naturalna z reakcji!). Aktor szybkim ruchem wyrwał sobie z ręki kępkę włosów, w które zaplątała się... guma do żucia.  "Trofeum" położył na środku dzielącego nas stołu i oświadczył: "Teraz możecie to sprzedać w sieci, pewnie da się zarobić na tym niezłą kasę". Azjatycka dziennikarka od pęsety schwyciła swój przyrząd, kępkę włosów starannie zawinęła w chusteczkę higieniczną i obie rzeczy włożyła do torebki, przeszywana pełnymi milczącej dezaprobaty spojrzeniami kolegów po fachu. Hemsworth miał za to niezły ubaw. Na jego usprawiedliwienie warto dodać, że wywiadów udzielał sparowany z Woodym Harrelsonem, adwokatem na rzecz legalizacji marihuany, który owego dnia wydawał się nadzwyczajnie rozbawiony... Rok później do stołu w canneńskim hotelu siada  spokojny, miły, skupiony, przekulturalny chłopak. Jest sam, Harrelsona ani widu, ani słychu. Uff, nareszcie można będzie porozmawiać!

Anna Tatarska: Liam, w kinach właśnie triumfy święci trzecia z czterech filmowych części „Igrzysk śmierci”. Twój bohater, Gale, nie tylko wreszcie dostaje więcej czasu ekranowego, ale też w jego życiu zaczyna się prawdziwa rewolucja...

Liam Hemsworth: W dwóch ostatnich częściach Kale...

[...i tu, już w pierwszym zdaniu, aktor dostaje napadu śmiechu - "kale" to po angielsku jarmuż, czyli jedzeniowa ikona w zwariowanym na punkcie zdrowego odżywiania Hollywood - warzywo kapustowate, bogate w witaminy, wapń, żelazo, mające także ponoć właściwości przeciwnowotworowe. "Kale" brzmi bardzo podobnie do imienia bohatera Hemswortha - "Gale".]

...Gale! G-A-L-E! No... W każdym razie chciałem powiedzieć, że jego relacja z Katniss przechodzi przemianę. Gale'a ciężko doświadczył los, jego dystrykt został doszczętnie spalony. Nosi w sobie ogromna gorycz, a jego poglądy w pewnych kwestiach musiały w oczywisty sposób się wyostrzyć, uradykalnić. Katniss zachowała emocjonalną wrażliwość, wciąż jeszcze trochę ufa światu, wierzy w niewinność niektórych kolegów. Widzi niuanse. A dla Gale'a rachunek jest prosty: Kapitol to zło i ktokolwiek, kto z nim w jakikolwiek sposób współpracuje, jest współwinny jego zbrodni. Na tym polu dochodzi między nimi do największych starć, szczególnie jeśli chodzi o Peetę...

Domyślam się, że po tylu miesiącach, spędzonych na planie z Jennifer Lawrence, musiała się między wami pojawić więź. Ona nazywa Cie otwarcie swoim przyjacielem. Jakie dla Ciebie ma znaczenie Wasza relacja? Spotykacie się poza zdjęciami?

Jennifer to na maksa bezpośrednia osoba, ma serce na dłoni, nigdy nie udaje, mówi co myśli. Jest pewna siebie, wie co robi i cieszy się życiem. Taka energia jest zaraźliwa. Dobrze jest być obok niej, cała nasza ekipa miała szczęście się o tym przekonać. Niestety podczas zdjęć nie mamy zbyt dużo wolnego czasu dla siebie. Te do dwóch ostatnich części trwały około dziewięciu miesięcy, a w przerwie, czyli w listopadzie zeszłego roku, musieliśmy ruszyć w trasę promocyjną ukończonej wcześniej drugiej części... Tak intensywną, bliską pracę znacznie na szczęście ułatwia nasz staż - jesteśmy w tym razem już od kilku lat i na tym etapie jesteśmy dla siebie jak rodzina. To trochę jak chodzenie do liceum i szwendanie się z kumplami po lekcjach... Czasami między zdjęciami przychodzi moment głupawki, zaczynają się żarty - z Jennifer nie mogłoby być inaczej. Jesteśmy na siebie skazani - przerwy podczas zdjęć są krótkie, nie ma czasu na powrót do domu, a w miejscu, gdzie przebywamy znamy zwykle tylko siebie. Wieczorami przesiadujemy więc u kolegów z planu, coś razem gotujemy... choć gotowanie w takim stanie umysłu to nie jest moje ulubione zajęcie, wolę mieć więcej przestrzeni w głowie, kiedy przygotowuje posiłek... Najczęściej jednak w śpimy - bo deficyt snu to na naszym planie normalka.


My na ostatnią część Igrzysk będziemy czekać jeszcze rok, ale dla Was przygoda na planie już się skończyła. Co teraz? Wziąłbyś chętnie udział w czymś mniejszym, jakiejś skromniejszej, może niezależnej produkcji? Czy dobrze ci w świecie blockbusterów?

Odpowiem klasycznie: wyszło tak, jak wyszło. Jestem na początku kariery i kojarzy się mnie głównie z tak popularną serią. Ale dla mnie liczy się treść, postaci, których jako aktor potrafię się uchwycić i coś w nich dostrzec, intrygująca historia. Rozmiar przedsięwzięcia nie jest dla mnie głównym kryterium. W zeszłym roku, zanim zaczęliśmy nasz dziewięciomiesięczny maraton z „Igrzyskami", nakręciłem na przykład „Cut bank” z Billym Bobem Thorntonem, Johnem Malkovichem i Brucem Dernem. To niezależna produkcja, mroczny thriller. Niby całkiem inny proces twórczy, ale nie pozbawiony podobieństw. W gruncie rzeczy zawsze najmocniej liczy się to samo: reżyser i aktorzy. To oni tworzą trzon.

Zdarzało ci się konkurować o role z Twoim bratem Chrisem - najseksowniejszym mężczyzną świata według ostatniego rankingu magazynu People?

Nie za bardzo. Chris jest prawie siedem lat ode mnie starszy i przez bardzo długi czas nie było nawet możliwości, żebyśmy mogli ubiegać się o te same role. Ale przyznaję, że kilka lat temu, jeszcze zanim przeprowadziłem się do USA, wspólnie poszliśmy na casting do "Thora". Wszyscy wiemy, jak się to skończyło...

Ale chętnie spotkałbyś się z nim na ekranie?

Tak, jeśli byłby dla tego dobry powód, a nie tylko chęć zdyskontowania naszej życiowej relacji. To musiałoby być coś naprawdę dobrego, bo jak sądzę, wspólny występ mógłby zdarzyć się nam tylko raz... W tym roku zrobiliśmy z okazji Oscarów małe nagranie dla Jimmy'ego Kimmela i to była świetna zabawa. Cały czas się ze sobą droczyliśmy.

Radzicie się siebie w zawodowych kwestiach?


Jak najbardziej. Chris zawsze był starszym bratem, autorytetem, często pytałem go o zdanie. Aktorstwem zająłem się dlatego, bo on mnie zainspirował. To był mniej więcej koniec szkoły średniej, z uznaniem patrzyłem na jego dokonania i w mojej głowie zaczął kiełkować plan... zacząłem chodzić na zajęcia aktorskie. Na szczęście teraz nam obu dobrze układają się kariery, więc możemy czerpać od siebie wzajemnie. Nareszcie mam szansę mu się odwdzięczyć.

Dla aktorów uroda bywa ciężarem. Magazyny promują kolejne „ciasteczko" i gdzieś w tym wszystkim przebija się też sugestia, że jak jest wygląd, to inteligencja już niekoniecznie. Pojawia się ryzyko typecastingu... Czy to, że jesteś postrzegany jako atrakcyjny facet jakoś cię ogranicza?

Chyba nie, moje poczucie wolności aktorskiej pozostaje nienaruszone... Ale wizerunek to trudny temat. Kiedy nagle moja kariera nabrała tempa, czułem, jakby ktoś wrzucił mnie w wodny wir - musiałem sobie poradzić, najważniejszy był nie styl, a efekt tych starań. Kiedy teraz patrze z perspektywy czasu na pewne wybory, tak aktorskie jak i wizerunkowe, jakich dokonałem, wiem, że obecny Liam podjąłby inne decyzje. Ale zmieniamy się jako ludzie, dojrzewamy, nie można od siebie wymagać niemożliwego. To oczywiste, że kiedyś byłem bardziej naiwny, nie znałem siebie tak dobrze, nie miałem tak jasnych priorytetów, nie potrafiłem wskazać uczuć, które są dla mnie na pierwszym miejscu... Teraz już lepiej wiem, kim jestem i czego pragnę i to pogłębione poczucie własnej tożsamości jestem w stanie włożyć w moja pracę.

Sława uzależnia?

Uzależnia współpraca ze świetnymi aktorami i reżyserami. To daje takie uczucie spełnienia, stymuluje, że potem cały czas szuka się tego uczucia, tej kreatywnej energii.

A utrudnia życie?

Do pewnego stopnia. Cały czas mogę robić wszystko to, co wcześniej - wyjść na zakupy czy do knajpy ze znajomymi... Tylko, że teraz wygląda to inaczej - zawsze gdzieś czai się jakiś fotoreporter, żaden mój ruch nie jest anonimowy... Trudno jest przyzwyczaić się do świadomości, że jest się ciągle obserwowanym. To doświadczenie, które zmienia człowieka.

Czy mimo tych zmian wciąż potrafisz oddawać całego siebie roli?

Każdy występ tego wymaga. Żeby aktor mógł porywać publiczność, żeby ta chciała za nim iść, oglądać jego filmy, trzeba zdobyć się na odwagę i pokazać swoje prawdziwe ja. Obnażyć się, odsłonić miękki środek. Bo w innym przypadku dlaczego ktoś miałby chcieć takich uzbrojonych nas oglądać? Na mnie na pewno ktoś taki nie zrobiłby wrażenia.


[Anna Tatarska]

źródło

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...