Gdy niespełna dwa lata temu Lawrence upadła na schodach, w drodze po Oscara za swą rolę w „Poradniku pozytywnego myślenia”, natychmiast zdała sobie sprawę z kompromitacji – chwytając się za głowę, w geście bezradności i zażenowania, zamarła na chwilę w bezruchu, zupełnie jakby na stopniach prowadzących do mównicy miała już na zawsze pozostać. Do historii przeszedł jednak nie sam upadek, a mini-konferencja, w której aktorka wzięła udział po odebraniu statuetki. „To nie aukcja, prawda? Nie zabierzecie mi jej?” – zapytała na wstępie, by po kilku kolejnych żartach przyznać: „Przepraszam, za kulisami wypiłam banię”. Mieszaniną bezpośredniości, wdzięku i tremy Lawrence rozbiła strukturę sztywnego, pseudo-dziennikarskiego obyczaju, stając się jedynym jego naturalnym elementem.
Tego wieczoru narodziła się nowa gwiazda – „nasza” reprezentantka w Hollywood, nieprzystosowana do panujących tam sztucznych reguł, niedoskonała, przejęta zamieszaniem wokół jej osoby, nieustannie głodna nowych wrażeń. Jej rozedrgana, wygłoszona niemal na pojedynczym oddechu oscarowa przemowa jest tego doskonałym potwierdzeniem. „Bijecie brawo na stojąco, bo upadłam” - stwierdziła stremowana, a potem wyrecytowała z głowy podziękowania. Sporej ich części, przejęta, zapomniała. Do dzisiaj nie może sobie wybaczyć, że ze sceny nie podziękowała reżyserowi Davidowi O. Russellowi i producentowi Harveyowi Weinsteinowi. „To jedno z najbardziej zawstydzających wydarzeń w moim życiu” – przyznała w jednym z wywiadów. „Zajęło mi chwilę, by zacząć się z tego śmiać. Płakałam”.
Wtedy jeszcze nie przypuszczała, że rok później w wywiadzie dla „Vanity Fair” wypowie podobne słowa, a ich kontekst tak dramatycznie się zmieni.
31 sierpnia tego roku w sieci pojawiły się nagie zdjęcia kilkudziesięciu aktorek, modelek i piosenkarek, opublikowanie przez anonimowego hakera na takich stronach, jak 4chan, Reddit czy Tumblr. Pliki miały zostać wykradzione z chmury Apple, a w ciągu pierwszych kilkunastu godzin zobaczyło je kilkaset tysięcy osób. „Strasznie się bałam.” - przyznała później Lawrence. „Nie wiedziałam, jak to wpłynie na moją karierę”. Afera szybko zapełniła ramówki stacji i okładki gazet, nie schodząc z nich przez całe tygodnie. W międzyczasie w internecie pojawiały się kolejne zdjęcia. Całe dziesiątki. Lawrence, jako najbardziej znana z poszkodowanych gwiazd, stała się twarzą tego wydarzenia, a część mediów nie wahała się z określaniem go mianem seksskandalu.
Sytuacja była kuriozalna, bo oto za zgodą mediów dochodziło do potrójnego pogwałcenia prywatności osoby publicznej. Najpierw, poprzez opublikowanie prywatnych zdjęć, następnie – oglądanie ich przez osoby postronne, a w końcu także – co stanowi przypadek najgorszy – bezmyślne napiętnowanie poszkodowanej osoby. Nazywanie całej sytuacji seksskandalem było o tyle szkodliwe, że stanowiło próbę zawstydzenia gwiazdy i przekonania odbiorcy, że doszło do sytuacji skandalicznej, czyli: złej, dyskredytującej, karygodnej. „To nie skandal, to przestępstwo seksualne” – skwitowała aktorka.
Jej pierwsza reakcja była lakoniczna. Spora część gwiazd próbowała obrócić sprawę w żart lub wręcz kwestionować autentyczność opublikowanych materiałów. Lawrence tymczasem nie skomentowała sprawy publicznie, ale poprzez swego publicystę przyznała: zdjęcia są prawdziwe, a w związku z ich upublicznieniem zostaną podjęte odpowiednie kroki prawne.
W rzeczywistości jednak aktorka biła się z myślami, rozważając wydanie stosownego oświadczenia. „Wszystko, co próbowałam napisać, wprawiało mnie w złość lub płacz” – przyznała później. „Zaczęłam pisać przeprosiny, ale tak naprawdę nie mam za co przepraszać”. Zdjęcia przeznaczone były wyłącznie dla oczu jej ówczesnego partnera, aktora Nicholasa Houlta. „Byłam w zdrowym, pełnym miłości związku” - przyznała. „Dzieliła nas spora odległość, a ja wolałam, by mój chłopak oglądał mnie, nie porno”.
Fani szybko jej tę wpadkę wybaczyli. Nigdy nie oczekiwali od Lawrence perfekcji, bo właśnie za tę niedoskonałość – spontaniczne, nie zawsze przemyślane wypowiedzi, modowe kompromitacje i brak towarzyskiej ogłady – ją pokochali.
Rok 2013 był pod tym względem przełomowy. Chyba nigdy w historii Oscarów nie wyłapywano z takim zaangażowaniem materiałów zakulisowych, zazwyczaj traktowanych jako mało wartościowy, puszczany w „tle” dodatek do relacji z gali. Celne riposty Lawrence z późniejszej konferencji okazały się jednak wierzchołkiem góry lodowej – media prześcigały się w ukazywaniu zachowania Lawrence w kuluarach. Dziesiątki krótkich wywiadów, podczas których aktorka nerwowo żartowała lub żywiołowo reagowała, jej przypadkowa konfrontacja z Jackiem Nicholsonem, dziwne miny w trakcie pozowania ze statuetką, a w końcu nieskrępowane niczym radość i entuzjazm – wszystko to sprowadzone do YouTube'owej miniatury przekładało się na dziesiątki milionów wyświetleń.
źródło
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz