piątek, 8 stycznia 2016

"Las samobójców": śmierć w Morzu Drzew - film z Natalie Dormer


 

  Dopisek "oparte na faktach" zawsze dodaje kinu grozy jeszcze więcej dreszczyku. W końcu strach pomyśleć, że wydarzyło się to naprawdę. Twórcy filmu "Las samobójców" myślą zapewne podobnie, gdyż fabułę swojego dzieła osnuli wokół prawdziwego miejsca znajdującego się w Japonii.




Historie o błąkających się po padole duszach w Kraju Kwitnącej Wiśni sięgają wieków wstecz. Dzieje kraju naznaczone są przecież wojnami i kataklizmami. Pozostaje też kwestia shintoistycznych wierzeń, które mówią, że każdy z nas obdarzony jest duchem (reikon). Śmierć oznacza jego opuszczenie ciała i połączenia się z przodkami. Jednak, według tego, co twierdzą buddyści, gwałtowny zgon doprowadza do tego, że dusza pozostaje wśród żywych, szukając rozwiązania dla niedokończonych sprawunków – takich jak np. odwet na oprawcach. Im silniejsze emocje towarzyszą człowiekowi w chwili śmierci, tym większy pozostaje związek "metafizycznego ja" ze światem żywych. Do czego to prowadzi, doskonale wiemy z kina grozy - zarówno tego z Dalekiego Wschodu, jak i zachodniej Fabryki Snów, czy też w tym przypadku koszmarów. Motyw podjęty został też przez reżysera "Lasu samobójców", Jasona Zadę.

Prawdziwa historia Morza Drzew


Przybywającego w to miejsce ogarnia funeralna atmosfera, jeszcze nim wkroczy w knieję. Na skraju wiecznie zielonego lasu już można znaleźć pierwsze nagrobki w postaci stojących miesiącami na parkingu opuszczonych aut. W głębi gęstwiny rozpościera się kolejne cmentarzysko – porzuconych namiotów, które od dawna nie mają już lokatorów.



Czy leśne korzenie pod górą Fudżi pamiętają zamierzchłe czasy, a wśród pni czai się zło z dawnych dziejów? Nie. Historia Aokigahary, bo tak nazywa się las samobójców, jest stosunkowo młoda, gdyż sięga ona 864 roku. To wtedy nastąpiła erupcja wulkanu, z którego spływająca lawa rozlała się na powierzchni około 30 km2, a na niej wyrosły drzewa tworząc przylegającą do siebie gęstwinę konarów. Stąd też nazwa Morze Drzew (jap. Jukai). I tak jak w dziecięcej rymowance na morzu panuje cisza, tak też w japońskim lesie, którego gęstwina tłumi wszelkie odgłosy cywilizacji. Inną właściwością tego miejsca jest to, że używanie kompasów, jak i sprzętu elektronicznego jest tu jałowe, gdyż zastygła pod glebą lawa z dużymi ilościami złoża żelaza zakłóca ich działanie. Nie tylko pętla na konarze, ale już samo znalezienie się w środku labiryntu drzew może być śmiertelnym doświadczeniem, z którego nie ma wyjścia.

Japonia jest z pewnością jednym z państw o najwyższym współczynniku samobójstw w społeczeństwie, choć sytuacja ta od paru lat ulega poprawie. Ma to związek z kulturą i tradycją Kraju Kwitnącej Wiśni, gdzie w II połowie XII wieku narodził się obrzęd seppuku, czyli rozpłatania sobie brzucha mieczem – to tam miały znajdować się dusza i uczucia. Sam rytuał był przeznaczony wyłącznie dla wyższych sfer i przybierał charakter uroczystości o pozytywnym charakterze. Innym znanym zwyczajem było ubasute. Polegał on na pozbyciu się wiekowego członka rodziny, który dla reszty domowników stanowił zwyczajne obciążenie ze względu m.in. na koszt wyżywienia. Bez stawiania oporu ze strony samego zainteresowanego był on wyprowadzany do miejsca osamotnienia, gdzie umierał z głodu czy też rozszarpany przez dzikie zwierzęta. Często wybierano góry, ale też Jukai.

Jednak samobójstwa związane z niemożliwością adaptacji do społeczeństwa są młodym zjawiskiem pochłaniającym wiele istnień. Najczęstszą metodą jest powieszenie się lub zażycie śmiertelnej dawki proszków nasennych, a popularnym miejscem dokonania żywotu stał się las Aokigahara (na świecie prym wiedzie most Golden Gate w San Francisco). Jednak ludność spod góry Fudżi nie odbiera sobie tutaj życia, będąc przestrzeganą od dziecka o demoniczności tego terenu. Jedynie mieszkańcy innych zakątków wyspy ściągają tu na odbycie swojej ostatniej drogi – rocznie jest ich kilkadziesiąt.
źródło 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...