poniedziałek, 19 marca 2012

Stale głodna! Rozmowa z Jennifer Lawrence

Trylogia Suzanne Collins "Igrzyska śmierci" okazała się tak wielkim bestsellerem, że bardzo szybko znalazło się studio, które sięgnęło po prawa do jej ekranizacji. Adaptacją książki i reżyserią filmu zajął się Gary Ross , trzykrotnie nominowany do Oscara za swoje scenariusze. W głównych rolach obsadzono gwiazdy młodego pokolenia. Josh Hutcherson w filmach gra od dziesiątego roku życia i ma w Hollywood wyrobioną pozycję. Gwiazda Jennifer Lawrence rozbłysła rok temu, gdy aktorka otrzymała nominację do Oscara za brawurową kreację w filmie "Do szpiku kości" ("Winter's Bone"). I to ona zagrała rolę Katniss Everdeen, głównej bohaterki tej opowieści.


Paweł Rojek: Twoja znakomita figura to efekt pracy przy filmie "Igrzyska śmierci"?
Jennifer Lawrence: Tak, ale to nie było zamierzone. Nie byłam ani razu na siłowni. To film wymagający sprawności fizycznej, z dużą liczbą scen kaskaderskich. Właściwie podczas kręcenia filmu jadłam więcej niż zazwyczaj. Po prostu przy ciągłym wysiłku fizycznym potrzebowałam więcej energii.

Rzeczywiście byłaś stale głodna?
Cały czas. Prawdopodobnie na każdym zdjęciu z planu będzie widać, jak coś jem.
Jak długo trwał twój trening łuczniczy?
Sześć tygodni. To zupełnie nowe doświadczenie, które zresztą niesamowicie mi się spodobało.
Po filmie "Do szpiku kości" umiesz zdjąć skórę z wiewiórki i rąbać drewno, teraz doszło łucznictwo. Czy to znaczy, że potrafiłabyś przetrwać sama w lesie?
Nie, niestety nie!
Jak wyglądały przygotowania do filmu?
Ćwiczyłam trzy razy dziennie przez kilka miesięcy, zanim zaczęły się zdjęcia. A kiedy rozpoczęliśmy pracę, dbałam o kondycję. Potrafiliśmy cały dzień kręcić scenę, podczas której wbiegam na wzgórze.
Umowę masz podpisaną od razu na trzy filmy?
Tak i trzymam kciuki, żeby pierwszy był dobrze odebrany.
Co było najtrudniejsze, oprócz wysiłku fizycznego?
Katniss to bardzo popularna postać i czułam presję, żeby dobrze wypaść. Jestem ogromną fanką książki. Był taki moment, kiedy żałowałam, że aż tak lubię tę powieść. Nie wytrzymywałam ciśnienia własnych wymagań.
Odczuwałaś zainteresowanie innych fanów?
Nie wydaje mi się, żeby pojawiły się jakieś animozje między czytelnikami a twórcami filmu. Obie grupy mają wspólny interes. Chcieliśmy uchwycić w filmie to, co jest najważniejsze w książce. Dopiero przypadkiem dowiedziałam się, że czytelnicy byli podobno wkurzeni, bo jestem blondynką. Nie rozumiałam tego, bo przecież łatwo jest przyciemnić włosy. Ale łączy nas na pewno to, że wszyscy kochamy książkę i chcemy, żeby film był równie dobry.
Wszystkie adaptacje są jakimś kompromisem. Z czegoś zawsze trzeba zrezygnować. Jak bardzo różni się film od powieści?
Nie ma większych zmian. Za to są rzeczy, które mogą być inne niż ich wyobrażenia po przeczytaniu książki. Na przykład stolica, czyli Kapitol. Jest naprawdę niezwykła. Róg obfitości jest perłowy, a nie złoty jak w książce. Lecz nic ważnego nie zostało zmienione.
Co zainteresowało cię w tej książce i postaci?
To historia, którą trzeba było opowiedzieć. Jest w niej ważne przesłanie. Musimy przyjrzeć się naszemu człowieczeństwu. Stajemy się coraz mniej ludzcy. Potrafimy w telewizji oglądać rozpad rodziny czy śmierć i traktujemy to jako rozrywkę. Żyjemy w społeczeństwie opętanym przez reality show, pożądającym plotek i nieszczęść. W naszym świecie historia lubi się powtarzać i świat przedstawiony w powieści może wcale nie być tak odległą przyszłością.
A sama też oglądasz różne reality show?
Oczywiście, przecież jestem dziewczyną. Oceniam je bardzo nisko, ale lubię je oglądać.
Masz swoją ulubioną scenę w "Igrzyskach śmierci"?
Wszystkie nocne sceny - choć były bardzo trudne. No i oczywiście te, w których jestem z Joshem (Hutchersonem), bo dobrze się razem bawiliśmy. To mój kumpel. A także sceny z Amandlą (Stenberg), która grała Rue, bo jest wspaniałą aktorką i bardzo sympatyczną dziewczyną.
Czy czytając taką książkę jak "Igrzyska śmierci", zdarza ci się pomyśleć: chciałabym zagrać taką postać?
Raczej nie. Rzadko się zastanawiam, jakie role chciałabym grać. Kiedy czytałam tę książkę, nie mówiło się jeszcze o jej ekranizacji. Po prostu czytałam z dużym zainteresowaniem.
Żartowaliśmy sobie z twojego obżarstwa na planie, ale dieta aktorek to poważna sprawa. Czy widzisz problem w tym, że oczekuje się od was odpowiedniego wyglądu?
Tak. Dziwne jest to, jak chude są kobiety w Hollywood i jaka presja wywierana jest na młode dziewczyny. Pamiętam ze szkoły, że trzynasto i czternastoletnie dziewczyny katowały się jakimiś nieludzkimi dietami. Jadły osobno sałatkę, osobno dressing. Ja nie uważam, żeby chudość była ładna. Jak ktoś rozmawia o kobietach, to nie słyszę, żeby zachwycały go chude panie. Ludzie wolą bardziej krągłe kształty.
Dorastałaś w Kentucky, między innymi jeżdżąc konno. Jak daleko było stamtąd do Hollywood?
Bardzo. Nadal wydaje mi się dziwne, że tutaj jestem. Chwila sławy trwa tylko kilka minut. W ogóle nie czuję się sławna. Dla mnie aktorstwo jest po prostu pracą. Pobyt na planie jest ciężką robotą, czasem po dwadzieścia godzin na dobę. W niewygodnych butach. To nie wygląda tak, jak opisują tabloidy. Przynajmniej nie wygląda to tak z mojej perspektywy.
Jak w takim razie wygląda twoja chwila sławy, którą rozpoczęły ubiegłoroczne nominacje do różnych nagród, w tym do Oscara?
To było niezwykłe. Nie wierzyłam, że dzieje się naprawdę. Nadal w to nie wierzę. Jeszcze się z tym nie oswoiłam, nie czuję, że to mnie dotyczy. Miałam na sobie sukienkę za sto tysięcy dolarów, a czułam się jak dziewczyna z prowincji. Podczas Złotych Globów było mi zimno, więc owinęłam się trenem.
Jak odnajdujesz się w świecie mody? Sama decydujesz, co założyć, czy ktoś ci pomaga?
Mam ludzi, którzy się mną zajmują, bo sama bym sobie nie poradziła. Wszystko się kręci wokół projektantów. Chcesz, żeby cię polubili, bo mogą ci użyczyć jakąś kreację. Ta otoczka sprawia, że czuję się inaczej, niż kiedy występowałam w filmach niezależnych. Wtedy musiałam się po prostu nauczyć tekstu i zagrać, a teraz dochodzi do tego polityka. Jeśli założę sukienkę czyjegoś projektu, to potem nie będę mogła ubrać się w kreację od innego projektanta. Albo zakładasz sukienkę, choć nie do końca ci się podoba, bo nie chcesz zrobić przykrości projektantowi. To bardzo dziwny świat. Kiedy spotkałam się z reżyserem "Igrzysk śmierci" Garym Rossem, był sam środek sezonu oscarowego. Przez chwilę czułam się jak manekin, na który ktoś co chwila nakłada inną suknię, przymierza szpilki. Wydaje ci się, że nie jesteś sobą.
Czy jest coś, co ci się w tym podoba?
Darmowe ubrania.
Nieważne, od jakiego projektanta?
Absolutnie. Nawet jak są brzydkie. Są za darmo.
Nie masz ulubionego projektanta?
Niespecjalnie. Cieszę się, że jestem w stanie chodzić w butach od Jimmiego Choo. Nie potrafię chodzić na szpilkach, ale umiem chodzić w butach od niego. Lubię Topshop i Pradę, ale tylko wtedy, kiedy nie muszę za to płacić, bo mnie jeszcze nie stać.
Jeśli ten film okaże się sukcesem, twoje życie się zmieni. Czy jesteś na to gotowa?
Chyba nie da się na to przygotować. Na razie trzymam kciuki za film i liczę, że faktycznie okaże się przebojem. Ale z drugiej strony, nie lubię pokazywać się publicznie, jestem raczej domatorką. Przez chwilę nawet pomyślałam, że już normalnie nie będę mogła pójść na żadną imprezę, na obiad do restauracji lub do baru, ale przecież i tak nie lubię tam chodzić. Teraz będę miała wymówkę.
Ale czy czujesz już ten stempel "nominowanej do Oscara"? Dostajesz więcej scenariuszy?
Oczywiście mam więcej pracy. Ale nie muszę się opędzać od paparazzich.
Musiałaś szybciej dorosnąć?
Czy ja wiem? Rzuciłam szkołę, kiedy miałam 14 lat i od tego czasu głównie przebywam z dorosłymi. Dojrzałością jest też zdawanie sobie sprawy z tego, ile się ma lat. A ja mam 21 i nie myślę o sobie jeszcze jak o dorosłej.

źródło

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...