piątek, 4 kwietnia 2014

"Gra o tron": Natalie Dormer, czyli zła dobra królowa - wywiad


Marzy, aby to jej potomek zasiadł na Żelaznym Tronie, choć nie może odpędzić od siebie widma rychłej śmierci. Nawet Natalie Dormer nie ma pojęcia, co przydarzy się Margeary Tyrell, granej przez nią bohaterce serialu "Gra o tron", którego czwarty sezon rusza na antenie HBO już siódmego kwietnia.
Bartosz Czartoryski: Miło jest powrócić na plan?
Natalie Dormer: Pytanie! Kocham Dubrownik, kocham Chorwację, leciałam z Belfastu cała w skowronkach, przyjmują nas tutaj tak gościnnie, że aż czuję się zakłopotana.
Pozostaje więc żałować, że nie przyleciałaś tutaj na urlop.
A żebyś wiedział, że udało mi się tym razem wykraść kilka dni i mam zamiar nareszcie trochę pojeździć po kraju, zobaczyć Dalmację. No i niedaleko stąd na Korculę, a tak się składa, że mam tam przyjaciół, którzy prowadzą niewielki hotelik i mogę się u nich zatrzymać. Jeśli się uda, zahaczę także o Czarnogórę, gdzie również mam znajomego, pracuje w stoczni jachtowej. Liczę na to, że w ciągu tych czterech czy pięciu dni nie padnę ze zmęczenia i dam radę to wszystko obskoczyć i choćby rzucić okiem tu i tam. Oby tylko pogoda dopisała.

Obserwowałem dzisiaj zdjęcia i zdziwiłem się, że aż tak wielu ujęć potrzebowaliście, aby nakręcić scenę dialogową.
Tak bywa! Lecz nie zawsze chodzi o niedociągnięcia w grze aktorskiej, żebyś sobie nie pomyślał, czasem pojawia się jakiś problem techniczny, coś jest nie tak po drugiej stronie kamery. Gramy drużynowo, czasem to my coś schrzanimy, czasem oni, ale nie gniewamy się na siebie za nasze wpadki. Może to i banał, ale nigdy nie widziałam tak zgranej ekipy, mam wrażenie, jakbym tych ludzi znała od lat, tworzymy tutaj jedną, wielką, radosną rodzinę. Kiedy po przerwie wracam na plan, czuję się jak dziewczynka, która z wakacji leci z powrotem do szkoły, do znajomych twarzy.
Przechodząc do rzeczy – ponoć byłaś fanką serialu "Gra o tron", jeszcze zanim dołączyłaś do obsady.
Tak, zdecydowanie! Dlatego, teraz kiedy czytam scenariusz, niby zerkam ciekawie, co porabia Jon Snow i inni, lecz tak po prawdzie nie lubię wiedzieć zbyt dużo, nie wypytuję każdego, co będzie dalej, kiedy wpadam na pozostałych aktorów w hotelu czy spotykam ich przy śniadaniu. Przyznaję bez bicia, jestem ortodoksyjną fanką "Gry o tron" i nie chcę sobie zepsuć przyjemności z oglądania, lubię po prostu sobie usiąść na kanapie i włączyć telewizor, kiedy leci nowy odcinek.
I znowu przyszło ci grać królową.
Pamiętaj jednak, że byłam w "Kapitanie Ameryce", "Adwokacie", "Wyścigu", a niedługo zobaczysz mnie w "Igrzyskach śmierci" i nawet nie kazano mi nakładać długiej sukni! Fakt, że ludzie znają mnie głównie z dwóch seriali kostiumowych, ale robię się coraz starsza i pora czym prędzej oderwać tę łatkę.
Jak wyglądał twój casting?
Kiedy spotkałam się z Danem i Davidem [Weiss i Benioff, twórcy serialu – przyp. red.], aby porozmawiać o roli, od razu zaznaczyli, że mam do dyspozycji praktycznie nową postać, czystą kartę, którą dopiero będę zapisywała, i to mnie zainteresowało. Miałam nadzieję, że na fundamencie wylanym przez George'a [Martina, autora powieści, na których oparto "Grę o tron" – przyp. red.] uda nam się zbudować pełnoprawną, niezależną od książki bohaterkę. Oczywiście nie staraliśmy się odciąć od powieściowej Margaery, raczej wypełnić białe plamy, uzupełnić niedopowiedzenia.
Udało się?
Tak sądzę. Atrakcyjność Margaery polega na jej niejednoznaczności. Czy jest szczera? Czy może knuje i kłamie? Kogo lubi? Kogo poważa? Kogo szanuje, a kogo nienawidzi? Trudno ją odczytać. Przyznam, że sama wciąż próbuję ją rozgryźć. To postać enigmatyczna, ciężką do rozpracowania. Powiedziałabym nawet, że jest nowoczesną kobietą zaangażowaną aktywnie w politykę. Poza tym Margeary to materiał na dobrą królową jej rodzina wydaje się wyrachowana, ale to wszystko elementy gry politycznej, to nie są niegodziwcy, a Margaery to nie żadna femme fatale, jak często się ją przedstawia, wierzę, że głębi serca jest szczerą, uczciwą osobą, w końcu jest z rodu Tyrellów, nie Lannisterów!
Podejrzewam jednak, że znasz książki Martina i ciekawi mnie, czy ta wiedza, co stanie się z twoją bohaterką, pomaga ci w grze, czy raczej ciąży.
I jedno, i drugie, choć pewnie cię zaskoczę, bo nie czytałam powieści, ale spokojnie, wiem, co się w nich dzieje. Lecz George ma w planach jeszcze dwa tomy i dużo się jeszcze może zmienić. Póki co znam kierunek, w jakim podąży Margaery, ale co się dokładnie stanie i kiedy, pozostaje tajemnicą. Moi koledzy i koleżanki również wiedzą tylko i aż tyle o swoich bohaterach. Lecz Dan i David nie boją się wprowadzać zmian, więc czasem sugerowanie się książką jest mylące, bo myślisz, że wydarzy się to i to, a potem dostajesz scenariusz i nagle okazuje się, że naszykowano dla ciebie zupełnie coś innego.
Nie obawiasz się, że Martin nagle Margaery bezceremonialnie uśmierci, jak zwykł to czynić z paroma innymi pierwszoplanowymi postaciami?
Cóż, to chyba ryzyko zawodowe!
Koniec końców, kogo chciałabyś zobaczyć na Żelaznym Tronie?
Zdecydowanie kogoś, kogo rodzina Tyrellów mogłaby kontrolować. Na pewno nie Margaery, ona nie pragnie tronu dla siebie, chciałaby być matką króla, stać w cieniu, ale jednocześnie trzymać rękę na pulsie. Zresztą nie sądzę, aby Tyrellowie do końca zdawali sobie sprawę z tego, w się wpakowali, że Joffrey, Cersei i Lannisterowie są tak niebezpiecznymi graczami i dali wciągnąć się w intrygę, z której nie ma już wyjścia. I to będzie ciekawe w czwartym sezonie, bowiem Tyrellowie ugryźli zbyt duży kęs, niż są w stanie przełknąć, i będą musieli się w tym uporać.
I tylko Margaery jest w stanie jako tako kontrolować Joffreya.
Oby. Odpukać. Lecz, faktycznie, jeśli ktokolwiek jest w stanie tego dokonać, to właśnie ona.
Czyli można cię określić mianem zbawczyni Westeros.
Ty to powiedziałeś!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...